Jak już chłopaki wspominali śnieg po kolana był niemal wszędzie. Dodatkowo mało było dróg choćby trochę ujeżdżonych , więc większość trasy brnęliśmy na siagę przez pola i wąwozy. Na polach dodatkową atrakcją były pionowe miedze, pod którymi zbierał się śnieg, tak że skacząc z miedzy lądowało się od razu w zaspie. W wąwozach z kolei mieliśmy zjazdy na tyłku po niemal pionowych ścianach, albo wspinaczkę pod te ściany.
Zadanie specjalne 1 - strzelanie do baloników z bliższej odległości niż w poprzednim roku, więc większość ekipy ustrzeliła baloniki, tylko mi nie bardzo poszło - tylko 1 trafiony


Po punkcie 8 rozdzieliliśmy się. Szwagier z Dominikiem poszli szosą do bazy, a reszta dalej tyrać. Po 9 punkcie zrobiło się już ciemno. Potem ciąg dalszy tyrania pod górę i po polach. Po punkcie 11 długi czas przedzieraliśmy się przez pola, skacząc po tych miedzach, aż w końcu Krasnal nam padł (dosłownie), ale jeszcze do punktu się doczołgał. Potem zamierzaliśmy już skoczyć do szosy i zawołać na pomoc Dominika, żeby zgarnął samochodem umierającą część ekipy (Zapał też już zaczął zamarzać). Maciek postanowił dalej tyrać i rozdzieliliśmy się.
Gdy ruszyliśmy szosą siły wróciły naszym chłopakom i w końcu zrezygnowaliśmy z zakończenia trasy w samochodzie (po prostu szkoda było zmarnować tyle tyrania na dyskwalifikację). Ruszyliśmy piechotą prosto szosą do bazy. Tuż przed samą metą jeszcze "podbiegliśmy", chociaż z to bardziej przypominało człapanie niewolników popędzanych batem. Na mecie stawiliśmy się ok. 23.
Załączam mapkę z naszym trackiem. Wcale tak tragicznie nie błądziliśmy
